Plitvce – Park Narodowy Jeziora Plitwickie

jezioro plitwickie w chorwacji

Urzekający kolor Jeziora Plitwickiego.

Plitvicke Jezera, czyli park narodowy Jeziora Plitwickie położony jest na północy Chorwacji, w pewnym oddaleniu od wybrzeża. To najbardziej znany i najbardziej popularny park narodowy w Chorwacji. I nic dziwnego: piękno natury objawiło się w Plitwicach w sposób tak szczególny i urokliwy, że trudno znaleźć drugie takie miejsce nie tylko w Chorwacji, ale i całej Europie.

Plitwice wybraliśmy jako miejsce dwóch pierwszych noclegów na chorwackiej ziemi. Z Katowic do Plitwic można dojechać w około 10 — 11 godzin, a więc w czasie zupełnie akceptowalnym. Ponieważ jechaliśmy w dzień, do Plitwic przyjechaliśmy późnym popołudniem. Zdążyliśmy się rozgościć w naszej noclegowni i przygotować do zwiedzania parku od następnego dnia rano.

Jeśli nie wiesz, gdzie spać w Plitwicach: Villa Vuk

Noclegi zarezerwowaliśmy przez internet w Villi Vuk. Można się z nimi skontaktować poprzez ich stronę internetową http://www.plitvice-lakes-vila-vuk.com/ Mailowo rozmawialiśmy po angielsku, aczkolwiek właścicielka, z tego co pamiętam, posługuje się lepiej językiem niemieckim (choć oboma tymi językami włada raczej w stopniu podstawowym, to do najważniejszych rzeczy to wystarcza). Wybraliśmy willę Vuk z kilku powodów. Po pierwsze: ma swoją stronę internetową i można rezerwować przez internet bez wpłacania zaliczki. Po drugie: ceny są w miarę atrakcyjne (choć licząc za dobę były to najdroższe nasze noclegi i o najniższym standardzie, to jak na Plitwice nie było tragedii — płaciliśmy za dobę 35 euro za pokój z łazienką). Po trzecie: Willa Vuk znajduje się w Mukinje, przy ulicy o tej samej nazwie, i według informacji z ich strony internetowej oddalona jest od wejścia do parku o 800 metrów. Dzięki temu można zostawić samochód na parkingu pod domem i iść do parku pieszo, jak się okazało na miejscu, te 800 metrów to przynajmniej 2-3 kilometry marszu, okresowo ze sporym spadkiem, a więc w drodze powrotnej — pod górkę. Kiedy wracamy zmęczeni kilkugodzinnym spacerem po parku, dodatkowe pół godziny marszu pod górę to dużo. Następnym razem raczej zdecydowałbym się podjechać samochodem pod samo wejście.

Uwagi organizacyjne.

Do parku można wejść w dwóch miejscach; Mukinje znajduje się bliżej wejścia numer dwa. Bilety dla dorosłych kosztują 110 kun za osobę na jeden dzień i 180kun za dwa dni. My braliśmy bilety dwudniowe. Na biletach znajdują sie małe mapki, ale nie są specjalnie czytelne — polecam dodatkowy zakup dużej mapy parku, zwłaszcza że oznaczenia ścieżek nie są specjalnie czytelne. Być może pracownicy parku uznali, że rozgałęzień jest tak mało, że nie warto ich oznaczać? Nie wiem, ale dwa czy trzy razy nie byliśmy pewni, czy idziemy dobrą drogą.

Sam park jest dość rozległy i raczej nie obejdziemy całości w jeden dzień. Warto zatem zobaczyć miejsca najatrakcyjniejsze. Osobiście proponuję trasę polecaną również na forum cro.pl Wchodzimy wejściem numer dwa i idziemy do przystani, gdzie przepływamy na drugą stronę jeziorka. Stąd ruszamy w lewo i obchodzimy jezioro Gradinsko. Wyżej leżą kolejne jeziora, ale my nie poszliśmy dalej — według powszechnej opinii są one mniej ciekawe, choć gdybyśmy mieli więcej czasu, pewnie i tam byśmy poszli. Po obejściu jeziora Gradinsko wracamy do punktu, gdzie wysadził nas statek. Tym razem czekamy na stateczek, który przewiezie nas na drugi brzeg jeziora Kozjak. Tu znajduje się punkt gastronomiczny i informacja turystyczna. Kierujemy się w prawo i pod górę w stronę ścieżki do Velki Slap, czyli wielkiego wodospadu. Na miejscu musimy podjąc decyzję, czy chcemy wchodzić na punkt widokowy — wspinaczka jest dość męcząca, zwłaszcza dla małego dziecka (i rodzica, który musi go stale asekurować). Jeśli pódziemy na punkt widokowy, możemy stamtąd wrócić ścieżką do przystani; ja jednak polecam zejść na dół i pójść w stronę przystanku kolejki, która zawiezie nas pod wejście numer dwa, którym wchodziliśmy do parku. Trasa ta zajęła nam z małym dzieckiem ponad 6 godzin. I po jej przejściu byliśmy solidnie zmęczeni. Tu uwaga organizacyjna: poza chodzeniem i zwiedzaniem, czasami chcemy też coś zjeść. Na terenie parku punkt gastronomiczny znajduje się koło przystani na drugim brzegu jeziora Kozjak. Nie skorzystaliśmy jednak z niego — jedzenie wyglądało na dość bylejakie, a kolejka była ogromna. Jeśli wychodzimy przez wejście numer dwa, możemy zjeść w restauracji obok hotelu blisko wejścia (nazwa restauracja jest przesadzona, a jedzenie bardzo przeciętne). Obok wejścia numer jeden znajduje się ponoć stylizowana karczma serwująca lokalne posiłki — nie mieliśmy okazji tam zajrzeć.

Wrażenia ze zwiedzania Plitvic: bezcennne. Ze resztę zapłacisz wiadomą kartą….

Tyle uwag organizacyjnych. A jakie wrażenia? Czegoś takiego jak Jeziora Plitwickie nie widzieliśmy w życiu. Park jest przepiękny, urzeka swoimi niezliczonymi wodospadami, jeziorami, lasami, skałami i dolinami. Ścieżki prowadzą nas czasem brzegiem,a czasem środkiem jeziora, po drewnianych kładkach, pozwalając podziwiać grzmiące kaskady wodne z tak bliska, że woda może nas ochlapać. Woda w jeziorach jest krystalicznie czysta, co umożliwia obserwację ich dna nawet przy dużej głębokości; w wodzie pływają ogromne ławice pstrągów tęczowych, z których niektóre są wielkości karpi. Najważniejsze są oczywiście wodospady, których jest całe mnóstwo: jedne małe, inne wręcz ogromne, wąskie lub szerokie, niskie lub wysokie, niektóre stanowią jedną, samotną strugę, opadającą z wielkiej wysokości w dół, by z głośnym hukiem wpaść do poniższego jeziora; inne opadają licznymi kaskadami i strumykami, tworząc wraz z trawiastymi zboczami zielonobiałą, rozświetloną promieniami słońca mozaikę. A to wszystko na tle niesamowicie lazurowej wody, która wraz z zielenią drzew i błękitem nieba stanowią dopełnienie dla spienionych, białych wodospadów.

Jeśli kogoś drażni nadmierna poetyckość opisu, zapraszam do Plitwic — wtedy zrozumie, co mam na myśli. Nie sposób o tym parku pisać inaczej, jak z zachwytem.

Zwiedzanie z małym dzieckiem

Jeśli wybieramy się do parku z małym dzieckiem, nie można zapomnieć o bezpieczeństwie. Jeziora są głębokie, a kładki prowadzą czasem daleko od brzegu. Same kładki są dość wąskie i dwukierunkowe, a ilość ludzi w Plitwichach jest ogromna — im bliżej sezonu, tym gorzej. Latego najlepiej chyba przyjechać o wiosną lub jesienią. Jeśli chcecie zabrać ze sobą małe dziecko, pomyślcie o turystycznym nosidełku — nam się przydało, bo chociaż nasz niesamowicie dzielny Kubuś przez prawie sześć godzin dreptał samodzielnie (dwuipółroczny chłopczyk!) to jednak pół godziny spędził odpoczywając w nosidle na plecach taty. Poza tym można się zastanowić nad szelkami z dołączoną do nich smyczą — taki system zastosowaliśmy zwiedzając rok wcześniej Wenecję i bardzo się sprawdził, niestety jadąc do Chorwacji zapomnieliśmy ich zabrać. Musieliśmy więc cały czas trzymać Kubusia za rękę — na całe szczęści to mądre dziecko i widząc, jak wąskie są kładki, nie wyrywało nam się ani razu. Nie bardzo widzę sens zabierania ze sobą wózka, choć wielokrotnie mijały nas pary z wózkiem. Ilość schodów, które trzeba w parku pokonać, jest tak duża, że wózek byłby chyba raczej utrapieniem niż pomocą. Dużo lepszym rozwiązaniem będzie nosidełko.

Jeśli wybieracie się do Chorwacji, koniecznie zobaczcie po drodze Plitwice. Szczerze radzę również poświęcić na to przynajmniej jeden cały dzień. Park odpłaci wam się za to wrażeniami, których nie zapomnicie do końca życia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.