Apartamenty Antonio

Aby zarezerwować noclegi w apartamencie Antonio, należy się skontaktować z Dario Orlovicem — namiary na niego można znaleźć na forum cro.pl lub na jego stronie internetowej http://www.dalmacia-apartments.info.

Dario to bardzo sympatyczny człowiek, lubiący Polaków — od jakiegoś czasu wynajmuje swoje lokale głównie naszym rodakom. Twierdzi, że z Polakami ma dużo mniej kłopotów niż z przedstawicielami innych nacji — co, choć kompletnie moim zdaniem zaskakujące (nikt nie potrafi marudzić tak jak Polak…) jest w gruncie rzeczy miłe. Dario wynajmuje również apartamenty w Tribunj na ulicy Podvrh, oraz w Vodicach. Nie mieliśmy okazji ich sprawdzić, ale na forum pisze się o nich głównie pochlebnie.

 

Dario mówi dość dobrze po polsku. Ja osobiście kontaktowałem się z nim przed przyjazdem drogą mailową po angielsku, ale z pisanym polskim też sobie chyba radzi. To dość ważne dla tych, którzy boją się bariery językowej — nocując u Dario, macie na miejscu osobę, z którą dogadacie się w naszym języku. Jeśli chodzi o apartamenty Antonio, to mają one swoje wady i zalety i o obu wypada napisać. Zaznaczam, że moja opinia dotyczy apartamentu nr 2 i ogólnie tych, których balkon wychodzi na marinę.

Apartamenty Antonio: co nam się podobało?

Najpierw pozytywy. Sam apartament ma wszystko to, co powinien. Z korytarza wchodzi się do króciutkiego hallu,gdzie znajduje się aneks kuchenny z małym przyściennym stolikiem, przy którym swobodnie mogą jeść dwie osoby. W kuchni znajdują się sztućce, naczynia, garnki, płyta grzewcza na gaz oraz lodówka. Z hallu wchodzi się do łazienki, wyposażonej w prysznic, umywalkę i wc, oraz do pokoju. W pokoju mieści się podwójne łózko — choć tak naprawdę są to dwa pojedyncze łóżka zestawione razem ( co nas odrobinę zaskoczyło — wybraliśmy apartament drugi zamiast czwartego, rezygnując z lepszego widoku na port, właśnie dla podwójnego łóżka, które znajduje się w opisie tego apartamentu…) Dario przyniósł nam trzecie turystyczne łóżko dla naszego dzieciaczka — zmieściło się, ale trzeba było wynieść dwa krzesła i przesunąć stolik do rogu pokoju. Tak naprawdę, wcale nie potrzeba więcej miejsca — pokój w czasie urlopu służy do spania, więc jeśli łózka się mieszczą, niczego więcej nie trzeba. Poza tym, w pokoju była dość pojemna szafa i wyjście na balkon.

Sam balkon jest dość mały, ale dwie osoby mogą spokojnie usiąść przy plastikowym stoliku, żeby wypić kawę lub zjeść śniadanie. Teraz parę słów o balkonie i tego co zanim — i z tym wiążą się wady apartamentu Antonio. O ile bowiem do samego apartamentu nie mieliśmy zastrzeżeń, o tyle otoczenie, cóż, akurat dla nas nie było specjalnie korzystne.

Balkon apartamentu numer dwa zlokalizowany jest bezpośrednio nad tarasem studia, które mieści się piętro niżej. Studio jest chyba większe od apartamentu i z zasady mieszka tam razem więcej osób. Sam taras znajdujący się pod naszym balkonem jest dość duży. Kończy się on ścianą knajpy, czyli konoby, która zlokalizowana jest przed budynkiem. Ten taras i wspomniana konoba to były źródła naszych małych zgryzot podczas pobytu w Tribunj.

Apartamenty Antonio: co nam się NIE podobało…

Najpierw konoba. Jak już pisałem, stoi ona tuż przed apartamentami. Jej ściana przylega do tarasu studia i zamyka go od strony portu. Konoba pokryta jest dachem który częściowo przysłania widok z balkonu na port (z tarasu studio w ogóle nie ma widoku, można jedynie oprzeć się o ścianę konoby.) W pozycji stojącej na naszym balkonie można zobaczyć część portu, w pozycji siedzącej widzi się wyłącznie ścianę i dach konoby. Widok z apartamentu nie jest jednak aż tak ważny, dla widoków jedzie się zwiedzać; tak więc jego brak nie był aż tak uciążliwy (choć przecież mogliśmy być piętro wyżej, w apartamencie numer cztery, skąd widok jest dużo piękniejszy; gdyby nie zmyliło nas to podwójne łózko…).

Brak widoku można więc wybaczyć. To, co mi przeszkadza, to brak ciszy i spokoju.

Tu mała uwaga. Każdy ma inne preferencje co do miejsca i sposobu spędzania urlopu. Ja cenię sobie spokój, zwłaszcza w miejscu, w którym śpię i pod tym kątem szukałem noclegu. Na forum dyskusyjnym apartamenty Antonio uchodzą za spokojne i ciche. Być może czasem tak jest — ale tak nie było podczas naszego pobytu.

Konoba z przodu budynku czynna jest od 9 rano do pierwszej w nocy. Gości przybywa z reguły przed 22 i często siedzą długo po północy. Ponieważ knajpa znajduje się praktycznie na wysokości balkonu apartamentu numer dwa i ponieważ trzy jej ściany są otwarte — dach wspiera się na słupach, a tylko od strony apartamentów stoi wspominana już ściana — rozmowy w knajpie słyszy się równie dobrze, jak rozmowy prowadzone na naszym balkonie. A w konobie mało kto rozmawia cicho. Sytuacji nie poprawiała pracująca tam do późna kelnerka, notabene bardzo sympatyczna dziewczyna, która ma charakterystyczny, głośny śmiech, a lubi śmiać się często i długo. Jej śmiech towarzyszył nam nierzadko do późna w nocy.

Do Tribunj przyjechaliśmy w piątek i do poniedziałku noc w noc mieliśmy kłopoty z zaśnięciem. Tu kolejna uwaga: ze względu na nasze dziecko nie jesteśmy przyjaznym towarzystwem dla innych wczasowiczów. Zdajemy sobie z tego sprawę, aczkolwiek nic nie możemy na to poradzić. Spokojnych miejsc szukamy po to, by mieć ciszę, ale również po to, by nie przeszkadzać innym. Nasze dziecko budzi się o siódmej rano, a trudno wytłumaczyć dwulatkowi, że nie powinien hałasować, bo inni śpią. To znaczy tłumaczyć można, i on to nawet na dwie, trzy minuty zapamięta. Dlatego sami kładziemy się dość wcześnie i staramy się być w łóżku przed 23 — inaczej z pewnością będziemy niewyspani.

Od poniedziałku konoba przycichła. Nie oznacza to jednak, że zrobiło się ciszej. Przeciwnie. Do apartamentów wprowadziły się trzy rodziny z dziećmi, z których dwie mieszkały w studio pod nami, a trzecia — piętro wyżej od nas. Znajomi, w wieku na oko około czterdziestu lat, którzy lubią sobie do późna pogadać. Zaznaczam — to nie było jakieś złe towarzystwo, nie byli to miłośnicy głośnego słuchania hip-hopu czy szalejąca banda młokosów — ot, grupa znajomych, którzy lubią pić piwo na tarasie, śmiać się i gadać do późna w nocy, a później spać do dziesiątej.

I tu znowu kłania się niefortunna budowa apartamentów Antonio. Taras ze studia jest większy od balkonu naszego apartamentu, a więc sąsiedzi siedzieli nie pod nami, a niejako przed nami. To zasadniczo zmienia akustykę. Mieliśmy wrażenie, jakby ci ludzie siedzieli na naszym balkonie. Przy zamkniętych oknach można było zrozumieć każde słowo, przy otwartych można było spokojnie uczestniczyć w dyskusjach z sąsiadami, siedząc na własnym łóżku. Gdy balkony znajdują się pod sobą, głos aż tak się nie przenosi.

Tak jak mówiłem, to nie byli jakoś wybitnie głośni ludzie — a jednak zapamiętaliśmy to sąsiedztwo źle, i prawdopodobnie vice versa. Oni nie dawali nam spać wieczorami, głośno rozmawiając do północy i dłużej. Nasz Kubuś z kolei zaczynał hałasować od 7 — 8 rano. Dodatkowo, nasi sąsiedzi przywieźli ze sobą grilla i rozkładali go na tarasie pod naszym balkonem, wędząc suszące się na sznurach ręczniki i zaczadzając nasz pokój. Zapamiętałem jedną, charakterystyczną rozmowę pomiędzy właścicielem grilla i jego kilkuletnią córką. Córka wyszła na taras i zmarszczyła nosek, mówiąc: tata, ale to śmierdzi! Na co tata odpowiedział: tak śmierdzi, ale za to jak będzie smakowało! Cóż, im być może smakowało, dla nas był wyłącznie smród, który chcąc nie chcąc musieliśmy wdychać. Trochę przykry jest ten kompletny brak myślenia o innych, charakterystyczny dla naszego narodu. Kiedy po tygodniu wyjeżdżaliśmy w swoje strony, nie powiedzieliśmy sobie nawet do widzenia.

Jak już pisałem — być może mieliśmy pecha. Problem w tym, że ze względu na położenie apartamentów, o tego pecha nietrudno. Z lekką zazdrością spacerowaliśmy wieczorami po uliczkach Tribunj, chłonąc otaczającą nas ciszę, by później wrócić do — niestety — głośnego apartamentu.

Nie mam żadnych zastrzeżeń do komfortu mieszkania w apartamencie Antonio. Najmniejszych zastrzeżeń nie mam do samego gospodarza. A jednak z wspomnianych względów wiem, że do tych apartamentów na pewno nie wrócę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.